Wydawać by się mogło, że w dobie komputerów i współczesnego nurtu globalizacji odrębność kulturowa nie jest potrzebna. Odnosi się wrażenie, że jej zanik to jedna z najbardziej naturalnych kolei losu na drodze człowieka do współczesności. Nic bardziej mylnego. Piękno spiskiej gwary, języka, którym od wieków posługiwali się nasi przodkowie, dbając i pielęgnując ojczystą ziemię, nie przemija. Słowa, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie wydawały się niczym nadzwyczajnym i były powszechnie używane, dzisiaj zostają raz po raz odkrywane na nowo – w przypadkowo zasłyszanej rozmowie, czy z ust leciwej babci, snującej opowieści o dawnych zwyczajach. A o obecność zapomnianych przez młodsze pokolenia słów we współczesnej nowomowie należy walczyć. Mówiąc krótko, nie dać im zniknąć czy przejść do lamusa.
Dlatego potrzeba idei takich jak „Frydmańskie słowo tygodnia”, by choć raz w tygodniu wyrwać się z ferworu codziennych obowiązków i poświęcić czas na zachwycenie się cudownością rodzimego języka. Kto wie, może frydmańskie słowa na nowo znajdą swoje miejsce w typowym żargonie wielu z nas. A jeśli już od dawna grzeją tam miejsce, wypada pogratulować wybitnym strażnikom frydmańskich tradycji – rodzicom i dziadkom. Zatem:
Frydmańskie słowo tygodnia: BOJCORKA
Już stare wiejskie podania głoszą, że nie sposób znaleźć wsi, w której nie byłoby choć jednej bojcorki. Od zamierzchłych wręcz czasów tożsamość owej osoby zwykle objęta jest tajemnicą poliszynela – wszyscy wiedzą do kogo zwrócić się po garść niezbędnych do obycia w społeczności informacji (tzw. bojek). Ale tylko w ustach wybitnej bojcorki błahe wydarzenia z sąsiedzkiego podwórka potrafią urosnąć do miana okraszonych sporą dozą fantastyki życiowych ewenementów. Wystarczy jeden świadek niecodziennej historii, a bojcorka już rozwija swoje sieci wpływów. Bez internetu, telefonów czy sztuki pisania listów bojkę zna już cała wieś, począwszy od najmłodszych latorośli, aż do najstarszych jej mieszkańców.
Mimo, że bojcorka całej wsi potrafi dostarczyć niezwykłych wrażeń, trzeba na nią uważać. Nieraz zdarzało się, że opowiadana przez nią plotka stawała się powodem sąsiedzkich i rodzinnych scysji, niesnasek oraz skandali. Słowo ma wielką moc. Tym bardziej na wsi, gdzie nikt nie jest drugiemu obcy, a znajomość najświeższych nowinek nabiera dla niektórych rangi sprawy honoru. Lecz jednego można być pewnym – z bojcorką nie sposób jest się nudzić.
Marta Jurgowska